Szyndzielnia, Klimczok, Błatnia

Piątek, 1 maja 2009 · Komentarze(1)
Kategoria 0-50km
Pierwszomajowy wypad z Pik'ami w górki. Maciek, Czesław, Magda, Tomek, Przemek i ja. Co roku jeżdżą sobie w tą okolicę. Tym razem ja do nich dołączyłem. Do Jasienicy dojechaliśmy autami. Zaparkowaliśmy przy McDonald'zie, przebraliśmy się i w drogę. Pogoda zapowiadała się wspaniale. Na początek dojazd asfaltem do szlaku czerwonego. Szlak czerwony to już nieustający nawet na moment podjazd aż na Szyndzielnię.




Tu już trochę zaczęliśmy się rozjeżdżać. Czesiek, Przemek i ja trochę pociągnęliśmy do przodu. W ten sposób przynajmniej mogłem reszcie porobić zdjęcia;) Czerwonym szlakiem wdrapaliśmy się na Szyndzielnię. Tutaj zatrzymaliśmy się przy schronisku na kawkę i ciacho, mniam;)



Uzupełniliśmy bidony i w drogę. Najgorsze właściwie już mieliśmy za sobą, w sumie to cały podjazd. Teraz już po grzbiecie na Klimczok. Jeszcze leżały małe czapy śniegu gdzie nie gdzie.



Dotarliśmy na szczyt. Poprosiliśmy jedną osobę o zdjęcie nas wszystkich. Ustawiliśmy się a tu jeszcze kilka innych osób zapragnęło mieć nasze zdjęcie;D I tak do "naszego" fotografa dołączyło jeszcze kilku ze swoimi aparatami.



Zamieniliśmy z nimi kilka słów i jazda dalej na Błatnią.. Teraz to już prawie tylko z górki było. Czasem dosyć ciężkie zjazdy po luźnych kamieniach ale bez większych problemów udało się je pokonać.





Oczywiście trzeba było uważać na turystów pieszych których tego dnia nie brakowało na szlakach. Przed Błatnią jeszcze chwila relaksu na malowniczej polance.



Do samego szczytu jeszcze kawałek podjazdu a później już tylko w dół. Fantastycznie jechało się w dół. Do czasu... W pewnym momencie chciałem zatrzymać się do zdjęcia. Zatrzymuję się, wypinam prawą nogę, wypinam lewą a tu... nie da się. Blok obraca się. Cholera, znowu wykręciła się jedna śruba. Nie wiem jak to możliwe ale już 3 raz mi się to zdarzyło. Wszyscy mocno zdziwieni. Przecież starych bloków zazwyczaj nie da się odkręcić, takie zapieczone są gwinty i zawalone błotem, piachem, ziemią i czym jeszcze bądź. No cóż, mi taki coś zdarzyło się już trzeci raz. Niestety jeszcze się nie nauczyłem wozić zapasowej śrubki i musiałem jechać dalej bez bloku. Było ciężko. Już nie mogłem jechać za ostro bo noga cały czas odrywała się od pedału i zsuwała się z niego. Udało się jednak zjechać szczęśliwie do asfaltu. Niestety Maćkowi nie udało się to. W miejscu gdzie woda dosyć mocno wyżłobiła sobie korytko i powstał żleb, prawdopodobnie próbując jechać jedną ze stron tego żlebu, po środku jednak były kamienie, koło straciło boczną przyczepność i gotowe. Całe szczęście skończyło się tylko na zadrapaniach i siniakach, roztargany rękawek i dziura w koszulce, bez strat w sprzęcie. A było to dosłownie ostatnie 200m zjazdu przed asfaltem. Dalej już spokojnie dojechaliśmy do samochodów, spakowaliśmy się, wskoczyliśmy jeszcze do Mc'a na lody i do domu.

Komentarze (1)

Świetne te zdjęcia na zjazdach. Ja chcę w góry!!!

daVe 11:50 niedziela, 10 maja 2009
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa ylisz

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]