Do Żor na rynek. Dojechali Przemek i Maciek. Maciek zaproponował wcześniej górę Ramża. Hmm, nie słyszałem o takim miejscu dlatego byłem ciekaw gdzie to jest. Ruszyliśmy. Standardowo na Szczejkowice. Wjechaliśmy do lasu Gichta. Dalej dokładnie nie wiem, bocznymi drogami i przez pola do Bełku. I już byliśmy u podnóża tej górki. Ot taki niewielki pagórek, ale za to jakie ścieżki ciekawe. Jest ich tam mnóstwo. Na górze znajduje się radar meteorologiczny. Zjechaliśmy w dół i skierowaliśmy się na budowę autostrady. Nawierzchnia asfaltowa była już wyłożona i ubita. Robotników niewielu, bo to już ok. 19 było. Wjechaliśmy sobie. Ach, jakie to uczucie mieć dla siebie calutką autostradę tylko dla siebie. W sumie 6 pasów łącznie w obu kierunkach. Idealnie gładka nawierzchnia, płasko, miodzio. Mieć tu szosówkę... Ale wszystko co dobre szybko się kończy i autostrada też nam się skończyła. Dalej pojechaliśmy po wykopach, przez las i znowu w Żorach. I każdy w swoją stronę.
Tym razem sam pojechałem do Karviny. Najgorętszy dzień w tym roku, jak do tej pory. Pojeździłem trochę po uliczkach w pobliżu rynku. Chciałem poszukać jakiegoś sklepu rowerowego ale niestety nie udało mi się znaleźć. W obawie przed szybko znikającym zapasom napojów w bidonach postanowiłem wracać. Upał naprawdę dał się we znaki i pić się chciało. Na szczęście zapasy dobrze sobie rozłożyłem i jeszcze na ostatnim kilometrze miałem łyka napoju.
Miał być maraton w Zdzieszowicach. Niestety, złośliwość rzeczy martwych. Zapakowałem się do auta i pojechałem do Czesława. Przepakowanie do jego auta i w drogę. Niestety po kilkunastu km zapala się kontrolka od oleju. Poziomu oleju nie za bardzo da się odczytać, jednak dolewamy co nieco. Nie pomaga. Szkoda ryzykować.Telefon do przyjaciela i czekamy na holowanie. Wracamy do Żor. Niestety jest już za późno żebym jechał swoim autem. Trudno, wracam do domu. A skoro mam tyle czasu to wybiorę się do Ustronia. W domu przebieram się, pakuję do małego plecaka i w drogę. Przy okazji wypróbuję mój nowy podkoszulek i okulary;) Kierunek Pawłowice przez ul. Sportową, Spółdzielczą, Gospodarską i las. Dalej decyduję się na dwupasmówkę do Ochab. Jakoś dzisiaj nie chce mi się kulać przez Strumień, Zabłocie i inne wiochy. W Ochabach wskakuję na ścieżkę wzdłuż Wisły i tak już do Ustronia. W Ustroniu podjazd ulicą przy której znajduje się firma Ustronianka. Zajechałem do znajomych którzy mieszkają sezonowo na zboczu Czantorii Małej. Chwilę posiedziałem i czas wracać. W tamtą stronę jechało się super bo z wiatrem. Z powrotem niestety już pod wiatr. Wypompowałem się nieźle ale mimo to nie było aż tak tragicznie. Czuję, że to jednak nie był najlepszy dzień na maraton. Także może to i dobrze, że tam nie dojechałem. Dojechałem do domu i dzwonił Czesław. Całe szczęście awaria była dosyć błaha. Nawalił tylko czujnik ciśnienia oleju.
Z Sylwkiem wybrałem się do rowerowego do Rybnika po podkoszulek termoaktywny. Jak to zwykle bywa w takim sklepie, zawsze kupię coś jeszcze czego nie planowałem. I kupiłem jeszcze okulary. Przypomniało mi się jeszcze kilka innych rzeczy: oponki, zaciski, plecak... Niestety, portfel ma ograniczone zasoby:/
W końcu jakieś zawody MTB w Jastrzębiu. Liczyłem na dobrą zabawę, niestety... Jedyny plus tej imprezy to trasa. Ciekawa i ciężka. Jednak Kyndra może jeszcze czymś zaskoczyć. Cała reszta, organizacja... Szkoda się rozpisywać. Nawet nie wiem na którym miejscu ukończyłem zawody bo nikt nie raczył wywiesić wyników, podać informacji.
Dł. trasy: 16,6km Czas: 0:50:42
Nie wiem jakim cudem, ale pulsometr zarejestrował max tętno 195! Reszta czasu i km to kręcenie się po Jastrzębiu przed i po zawodach.
Ciężkie chmury wisiały, ale trzeba było ruszyć się, jutro zawody. Dosyć mocno pojechałem sobie. Starą, sprawdzoną trasą do Zebrzydowic, dookoła stawu i powrót. W drodze powrotnej padał drobniutki deszczyk. Przejeżdżając przez Kyndrę przypomniało mi się, że miałem jechać na Wielkopolską do MTKKF dowiedzieć się jakichś szczegółów na temat jutrzejszych zawodów. Ale nie znalazłem numeru 91 :/ Dopiero w domu wpadłem na to, że to może być nie w bloku a w budce na jarze.
Wybrałem się do lasu Kyndra. W niedzielę odbędzie się Puchar Jastrzębia w MTB, prawdopodobnie w tym lesie, więc chciałem sprawdzić czy jest już wyznaczona trasa. Nie było. Nie chciało mi się dzisiaj za bardzo jeździć ostro więc postanowiłem poszukać w aptekach maści Bengaj. Przejechałem całe Jastrzębie, wzdłuż i w szerz i nic. W żadnej aptece nie ma. W jednej powiedzieli, że już od miesiąca w hurtowniach nie ma tej maści, że produkcja została wstrzymana ale niedługo mają wznowić. Zajechałem jeszcze na Szeroką, ale do apteki już nie dotarłem bo spotkałem Mariusza. Staliśmy i rozmawialiśmy jakieś 100m od apteki ale już nie chciało mi się do niej wchodzić. Wróciłem do domu z niczym.