Knurów i ulewa
Wtorek, 2 czerwca 2009
· Komentarze(0)
Kategoria 50-100km
Po pięciu dniach przestoju, z powodu ciągłych opadów deszczu, w końcu wsiadłem na rower. Ach jak mi tego brakowało. Pogoda jakaś taka niepewna, od kilku dni zresztą. Chmura czarna i wielka wisiała nad okolicą ale zdecydowałem się. Kierunek Knurów. Po drodze wstąpiłem do taty. Uuu, zakręciło mi się w głowie jak wszedłem na drugie piętro. Aż musiałem sobie usiąść i przeczekać. Chwilę pogadaliśmy i zbierałem się. Całą drogę było super. Brak wiatru, tym bardziej w twarz, w Szczejkowicach nawet słońce się pokazało.Wjechałem do Knurowa i znowu chmura. Jechałem jeszcze kawałek. Za chwilę coś zaczęło z niej kapać. Zdecydowałem się wracać. Chyba uciekłem jej... Ale chyba wjechałem pod kolejną, w Żorach. I tym razem nie ominęło mnie. Najpierw nieśmiało kapało. Myślałem, że przejdzie gdzieś bokiem. Niestety. Dopiero wjechałem w nią. Jak nie zaczęło lać w Roju. Biłem się z myślami czy przeczekać to na przystanku czy jechać dalej. Stwierdziłem, że nie ma sensu czekać bo nie wiadomo ile to potrwa. Ulewa rozszalała się na dobre. Suchej nitki na mnie nie było. Przez okulary ledwo co widziałem. Samochody dodatkowo chlapały na mnie... Jakieś 2km od domu stwierdziłem, że teraz to mógłbym jechać jeszcze ze 20km w tym deszczu. Już było mi wszystko jedno. Udało się w końcu dotrzeć do domu. Z roweru kapało, ze mnie można było wykręcać litry deszczówki, ogólnie to fajna zabawa:/