Wyciągnąłem Sylwka na rower. Moją wyjeżdżoną trasą do Strumienia, dalej przez Zabłocie do Ochab. Posiedzieliśmy chwilkę nad Wisłą i wracaliśmy. Tempo spokojne. Ja czasem wyrwałem do przodu, ale później i tak czekałem na Sylwka. Wciąż jeszcze nie ma odpowiedniej formy żeby sobie poszaleć.
Przemek zaproponował objechanie trasy mega bikemaratonu w Ustroniu. No to jedziemy;) W tym roku trasa została nieco zmieniona. Nie ma zjazdu do samej Brennej i podjazdu na płytach, ale jest... dużo gorzej:/ Start oczywiście ze stadionu. Asfaltowy podjazd na Równicę i niebieskim szlakiem na Trzy Kopce. Dalej żółty szlak na Smerekowiec i Jawierzny. Gdzieś za szczytem Jawierzny trasa odbija ze szlaku w leśną drogę w lewo. Niestety chyba nie znaleźliśmy tej właściwej i wpakowaliśmy się w potwornie ciężką drogę, którą jeździ ciężki sprzęt ze ściętym drzewem. Dotarliśmy do przełęczy Salmopol i wjechaliśmy na szlak czerwony na Grabową. Dalej czarnym na Horzelnicę a za nią w lewo gdzie kiedyś podobno był szlak żółty. Tam też praktycznie wszystko zarośnięte, ścięte drzewa zawalały już i tak ledwo widoczną ścieżkę. Zjazd do Brennej-Leśnicy. I znowu podjazd, początkowo asfaltowy później szutrowy. Znowu miał być wjazd w drogę leśną, ale tam było ich całe mnóstwo. I chyba nie trafiliśmy na tą właściwą bo znowu morderczy podjazd do przełęczy Beskidek a mieliśmy wyjechać jakieś 800m dalej. Później już niebieskim do Równicy. Już nie zjeżdżaliśmy żółtym szlakiem tak jak prowadzi trasa tylko wracaliśmy asfaltem. Na zjeździe z Równicy udało mi się rozwinąć swoją rekordową prędkość;) Trasa nieźle nas wymęczyła ale udało się przetrwać. Niestety maraton zapowiada się dosyć ciężko, ale wszystko wyjdzie w praniu...
Mój pierwszy wjazd na Śnieżkę. Niby tylko 13,5km... Gdyby cały czas był taki asfalt jak na początku to byłaby bułka z masłem. Ta duża kostka brukowa naprawdę daje w kość. Do tego mocne słońce i średnio 9% pod górkę, max nawet 20%. Ale sądzę, że 1h 14min to całkiem przyzwoity czas. Mimo wszystko, po zjeździe, stwierdzam, że wolę podjazd niż zjazd.
Słonecznie, praktycznie bezwietrznie, a mimo to słońce nie dokuczało. Jak dla mnie pogoda była idealna. Trasa bardzo szybka, szczególnie ostatni asfaltowy zjazd do mety. Tutaj można było wykręcić oszałamiające prędkości. Ułamek sekundy nieuwagi i tragicznie mogło się kończyć przy prędkościach grubo ponad 60km/h. To był całkiem udany start. Mimo niezbyt satysfakcjonującej pozycji - 31 w M2, 56 open, strata czasowa do zwycięzcy jak do tej pory najmniejsza, bo 21min 18sek. 2 tygodnie odpoczynku od roweru jednak wyszło na dobre.