Wpisy archiwalne w kategorii

Maraton

Dystans całkowity:917.07 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:45:00
Średnia prędkość:20.38 km/h
Maksymalna prędkość:67.00 km/h
Suma podjazdów:19530 m
Maks. tętno maksymalne:192 (99 %)
Maks. tętno średnie:176 (91 %)
Suma kalorii:17283 kcal
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:50.95 km i 2h 30m
Więcej statystyk

Bikemaraton – Karpacz

Sobota, 19 września 2009 · Komentarze(1)
Kategoria 0-50km, Maraton
Kolejna, przedostatnia już edycja bikemaratonu. Startowałem z trzeciego sektora, ale dzięki małym odstępom czasu pomiędzy kolejnymi sektorami, błyskawicznie dogoniłem ludzi z drugiego. Wyprzedzałem jak szalony. W pewnym momencie przyszła mała obawa czy dam radę utrzymać to tempo, które sobie narzuciłem, czy wystarczy mi sił na resztę trasy. Ale wszystko poszło dobrze. Trasa świetna, poza jednym zjazdem, tak mi się zdaje gdzieś na 15-20km gdzie były wystające z ziemi kamienie, całe mnóstwo kamieni. Ani lewa, ani prawa, ani środek nie nadawał się do szybkiej jazdy. Trzepało tak bardzo, że aż dziw, że rower to wszystko zniósł. Zdawało się, że amortyzator przestał działać. W końcówce, tuż przed wjazdem na stadion, czekał jeszcze na wszystkich stromy, asfaltowy podjazd. Pewnie niejednego to zaskoczyło. Koniec trasy, już słychać odgłosy ze stadionu, a tu jeszcze taka ścianka do pokonania. Tu można było jeszcze kogoś wyprzedzić, o ile zachowało się odrobinę sił. Trzeba było zacisnąć zęby i wycisnąć z siebie co tylko jeszcze zostało. I tu jeszcze wyprzedziłem kolegę, który chwilę wcześniej wyprzedził mnie. Jeszcze tylko wiraż na stadionie. Pędziłem ile tylko sił w nogach zostało. Czułem, że przednie koło jedzie na granicy przyczepności, jak delikatnie ucieka do zewnętrznej, ale przy tej prędkości to chyba normalne.

Po Jakuszycach trochę obawiałem się tego maratonu, że znowu będzie guma, mimo nowych opon. Całe szczęście skończyło się tylko na obawach, a po kilku km w terenie przestałem myśleć o tym problemie. Oponki spisały się wyśmienicie.

Wynik zadowalający, aczkolwiek chciałoby się nieco lepiej. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. 39 open i 20 w M2.

Bikemaraton - Jakuszyce

Sobota, 29 sierpnia 2009 · Komentarze(0)
Kategoria 0-50km, Maraton
Kompletna klapa. Start niezły, wszystko szło jak z płatka, do czasu... na odcinku gdzie były tory kolejowe złapałem gumę:/ Niestety nie miałem pompki, zgubiłem na 8h w Brennej i do tej pory nie kupiłem nowej. Początkowo wołałem czy ktoś mógłby pożyczyć swojej, ale niestety... I proszę, pożycz komuś swojej. Pożyczałem swoją pompkę dwa razy, raz narzędzia, a mi teraz nikt nie pożyczył... No trudno, i tak nie walczę o pudło, ale mimo wszystko liczę na jakiś wynik. Do Karpacza koniecznie nowe gumy i pompka. Bez tego nie jadę;) Tak więc przejechałem raptem 6km, reszta dystansu to powrót na start.

Bikemaraton - Ustroń

Sobota, 15 sierpnia 2009 · Komentarze(1)
Kategoria 50-100km, Maraton
W końcu prawdziwie górski maraton. Po zupełnie leciutkim Świeradowie, dla nieznających Ustronia, ta trasa mogła być ogromnym zaskoczeniem. Stopień trudności bardzo duży. Sudety w porównaniu do Beskidów to naprawdę bułeczka z masełkiem, i to takim lekko roztopionym;P
Start tradycyjnie ze stadionu. Asfaltowy podjazd na Równicę. Jechałem spokojnie nie szarpiąc się za tymi, którzy błyskawicznie napierali do przodu choćby trasa miała się kończyć na szczycie. I to była chyba dobra decyzja bo chwilę później to ja wyprzedzałem a zwłaszcza na odcinku brukowym gdzie, nie wiedzieć czemu, ludzie wyraźnie zwalniali. Dalej podjeżdżając na Równicę słyszałem tuż za sobą kobiecy głos: "Lewa wolna", to była Karolina K. Chwilę później wyprzedziła mnie ale i tak trzymałem się blisko i już na ostatnim odcinku asfaltowym, za okrągłym parkingiem przy schronisku, wyprzedziłem ją. I tu zaczęło się ściganie MTB. Najpierw ciężka końcówka podjazdu aż do rozjazdu, mini w lewo na szczyt Równicy, mega w prawo niebieskim szlakiem. Początek dosyć płasko, później zaczęły się szybkie, kamieniste zjazdy. Najpierw jechałem dosyć ostrożnie, ale w późniejszych fragmentach już leciałem na ile zdrowy rozsądek oczywiście mi pozwalał;) Jak był zjazd to oczywiście musi być też podjazd, a tych nie brakowało. I wcale ni były łatwiejsze od zjazdów. Ciężkie, techniczne i strome po korzeniach i luźnych kamieniach bardzo różnej wielkości. Co rusz ktoś mnie wyprzedził na zjeździe, to później ja wyprzedzałem kogoś na podjeździe. A i na zjazdach zdarzyło się kogoś objechać. Znajomość trasy naprawdę dużo daje. W jednym miejscu, na dosyć krętym zjeździe, trasa prowadziła takim małym, kamienistym wąwozikiem w lewo później w prawo. Ale wyglądało to tak jakby lepiej było pojechać nie w lewo a prosto ścieżką i ściąć trochę trasę. Tam nie było kamieni. A to był poważny błąd bo ta ścieżka była ślepa. Żeby wrócić na trasę trzeba było sprowadzić rower do wąwozu. Wykorzystałem ten moment. Tuż przed tym miejscem jeden rywal mnie wyprzedził i pojechał właśnie w tą ścieżkę, ja w lewo a kolejny za mną za tamtym prosto. Później dosyć długo nie było ich za mną. Zjazd do Brennej, myślałem, że nie wytrzymam tego, że ręce mimo woli puszczą kierownicę, tak bolały. Ale w sumie leciałem tam jak wariat. Po zjeździe zbawienie, kawałek asfaltu. Ręce mogły odpocząć. Później chyba najgorszy podjazd. Może nie taki stromy ale jakiś bardzo męczący. Najpierw asfaltowy później szeroki, szutrowy i potwornie długi. Ciągnął się i ciągnął i końca nie było widać. Na koniec wjazd w drogę leśną i potworny wzrost nachylenia. Wyjechałem prawie całe. Ostatnie 30m już musiałem wziąć z buta. Wjazd na niebieski szlak już do Równicy i jedno miejsce znowu musiałem pokonać z buta bo koło objechało na kamieniu, ale kawałek, jakieś 20-30m. Tuż przed szczytem ktoś liczył zawodników i wg tego byłem tam na 35. pozycji i jeszcze dwóch zawodników tuż za mną, dosłownie na kole. Po usłyszeniu tego wyniku jakiś napływ energii poczułem i ogień na szczyt. Nagle ustąpiło zmęczenie w mięśniach. Jechało mi się tak lekko. Wielki łyk isoplusa na szczycie i jazda w dół. Nie oglądałem się jak daleko są za mną tylko leciałem ile mogłem. Dopiero gdy dojechałem do utwardzonej uliczki spojrzałem za siebie, ale zupełnie śladu po nich nie było. Jeszcze kogoś po drodze wyprzedziłem, dojechałem do terenu i kolejny rywal połknięty. Cała trasa praktycznie sucha, rower prawie czysty a to na koniec z całym impetem wjechałem w wielkie błoto. Ostatni terenowy odcinek, droga w takim wąwozie i całą zabłocona. No trudno, nie ma na to rady, trzeba gnać dalej. Widzę, że już zakręt w prawo i zjazd na ostatnią drogę szutrową, później asfalt i płyty, kolejnego zawodnika objeżdżam. Hamowanie i w lewo na asfalt. Po jakimś czasie widzę, że ktoś siedzi mi na kole. Jedziemy tak ale już nie ciągnę na maksa żeby mieć szanse na finiszu. On wychodzi do przodu i ja siadam mu na kole, w sumie to pozwolił mi na to nawet. Później jeszcze krótka zmiana i moja kolej na podprowadzenie. Przejeżdżamy mostek i w lewo do stadionu jedziemy spokojnie, nikt nas nie goni. Ale przed stadionem pozwala mi lecieć do przodu. Wpadam na murawę i daję ostro, ale tamten już odpuścił. Szkoda, mógł być ładny finisz. Wpadam na metę zadowolony. A po sprawdzeniu wyników byłem jeszcze bardziej zadowolony, w szoku wręcz. Nie sądziłem, że uda mi się wskoczyć do pierwszej 20-tki w M2;)
Tak więc open 30, w M2 16, czas jazdy 2:37:19

Bikemaraton - Ustroń / Start © ardian

Bikemaraton - Ustroń / Jak zwykle za szybko wpadłem na metę i nie zdążyli zrobić mi dobrego zdjęcia;P © ardian

Bikemaraton - Ustroń / Z tego startu jestem zadowolony © ardian

Bikemaraton - Ustroń / Magda już tradycyjnie najwyżej na pudle © ardian

Bikemaraton - Ustroń / Tomek i Przemek po wielkim boju © ardian

Bikemaraton - Świeradów Zdrój

Sobota, 1 sierpnia 2009 · Komentarze(0)
Kategoria 50-100km, Maraton
Słonecznie, praktycznie bezwietrznie, a mimo to słońce nie dokuczało. Jak dla mnie pogoda była idealna. Trasa bardzo szybka, szczególnie ostatni asfaltowy zjazd do mety. Tutaj można było wykręcić oszałamiające prędkości. Ułamek sekundy nieuwagi i tragicznie mogło się kończyć przy prędkościach grubo ponad 60km/h. To był całkiem udany start. Mimo niezbyt satysfakcjonującej pozycji - 31 w M2, 56 open, strata czasowa do zwycięzcy jak do tej pory najmniejsza, bo 21min 18sek. 2 tygodnie odpoczynku od roweru jednak wyszło na dobre.
Bikemaraton - Świeradów Zdrój © ardian

Bikemaraton – Tarnów

Sobota, 11 lipca 2009 · Komentarze(0)
Kategoria 50-100km, Maraton
Po Brennej musiałem odpocząć. 8h dało nieźle w kość. Rower stał cały tydzień. Ale to był błąd. Warto było wyskoczyć w środę na lekki rozjazd a w czwartek trochę ostrzej, ale cóż... Przez większą część maratonu czułem się bardzo dobrze. Jechało się lekko, szybko i przyjemnie mimo czasem doskwierającego upału i gleby w pokrzywach;) Ale wszystko co dobre kiedyś skończyć się musi. Z powodu wcześniejszych ulew org musiał zmienić trochę trasę i czuję, że te ostatnie kilkanaście km to właśnie był tego owoc. Trasa była masakryczna. Przez pola, po wyjeżdżonych quad'ami trawach, które sięgały wcześniej chyba do pasa, po muldach. No tego opisać się nie da. Zwyczajna mordownia. Właśnie ta końcówka, przed ostatnim zjazdem polną drogą, wykończyła mnie całkowicie i pozbawiła być może nawet 10 pozycji. Tak szacuję, że straciłem tutaj 5 minut. Jeszcze nie miałem tak, żeby ledwo stać na nogach na mecie. Ale jakoś przeżyłem. 26. miejsce w M2 i 58 open jeszcze nie jest takie złe. Tylko już do zwycięzcy straciłem sporo bo aż 36 minut.

Brenna - 8h na okrągło

Niedziela, 5 lipca 2009 · Komentarze(3)
Kategoria 0-50km, Maraton
Jasiu i Czesiu startowali w duecie, Przemek - solo, Magda i ja w duo mix. Trasa potwornie ciężka. Dokładnie taka jak przed rokiem, w okolicy góry Horzelnica. Najprościej można ją opisać tak: najpierw 3/4 trasy uphill, reszta to downhill. Nie było ani kawałka odcinka na jakiś odpoczynek. Albo potwornie ciężkie i długie podjazdy albo szybkie, bardzo kamieniste zjazdy. Po deszczu do tego wszystkiego doszlo jeszcze błotko i zjazdy na mokrych kamieniach zrobiły się jeszcze bardziej niebezpieczne. Przez cały czas Magda i ja prowadziliśmy w swojej kategorii, to zwiększając lub zmniejszając przewagę nad drugim duetem. Na 7 okrążenie zapomniałem zabrać ze sobą bidonu i pod koniec wszystkich podjazdów czułem, że zbliża się kryzys. Zjechałem do mety na 1,5h przed końcem zawodów. Rywale mieli stratę kilkunastu minut. Musieliśmy robić jeszcze jedno okrążenie bo gdybyśmy nie pojechali dalej oni mogliby pojechać i wygrać. Zdecydowaliśmy, że pojedzie Magda. Wraz z nią pojechał Przemek, który już ledwo żył, ale jeszcze ją asekurował na ostatnim okrążeniu. Wspólnie zrobiliśmy 8 okrążeń i zwyciężyliśmy w kategorii duo mix. Nasi rywale już nie pojechali 8 okrążenia, i tak nie mieli szans na odrobienie tej kilkunastominutowej straty. Zmęczeni, ale szczęśliwi osiągnęliśmy cel. Podczas wręczania nam pucharów nagle org mówi, że ja obchodzę dzisiaj urodziny. I cała reszta uczestników zaśpiewali mi 100 lat. Byłem w szoku. Moja drużyna spiskowała z organizatorem za moimi plecami;> I tak oto, z pomocą Magdy i reszty Pik'ów, sprawiłem sobie fantastyczny prezent urodzinowy - 1. miejsce w maratonie 8h. Czas tylko mojej jazdy to 3h 56 minut. Magda zjechała z ostatniego okrążenia na nieco ponad 30 minut przed końcem zawodów. Czas przejazdu moich okrążeń oscylował w granicach 45-56minut. Dwa najlepsze okrążenia: 45:09 i 46:12.
Brenna - 8h na okrągło © ardian

Brenna - 8h na okrągło © ardian

Brenna - 8h na okrągło © ardian

Brenna - 8h na okrągło © ardian

Brenna - 8h na okrągło © ardian

Brenna - 8h na okrągło © ardian

Bikemaraton - Boguszów Gorce

Sobota, 9 maja 2009 · Komentarze(0)
Kategoria 50-100km, Maraton
Jechaliśmy z rana, o świcie. 4,5 godziny snu a mimo to wstałem bez problemu. Jakieś 4 godziny jazdy autem i znaleźliśmy się w Boguszowie. Małe miasteczko przeżyło prawdziwe oblężenie. Setki samochodów i rowerzystów nagle wylało się na drogi. Rynek, wszystkie uliczki i możliwe parkingi zastawione do oporu. Na parkingu przebieranie, składanie sprzętu, pakowanie żeli, batoników i czegokolwiek jeszcze do kieszonek w koszulkach i jazda na start, pod tą górkę. Taka rozgrzewka jeszcze. Tomek jeszcze pokazał nam jaka to mała niespodzianka kryje się tuż przed metą. Objechaliśmy całe boisko szlakiem którym wiedzie już końcówka maratonu. Ścieżka całkiem przyjemna, płaska, szeroka. A na koniec... Nagły skręt w lewo i ostro pod górkę. Wprawdzie kilkanaście metrów ale jak nie wjechało się z odpowiednią prędkością i nie przygotowało się do redukcji biegu to można było nie podjechać tego.

Przed startem ustawianie w sektorach. Z Przemkiem staliśmy w drugim, jako najlepsi z naszej grupy;) Sporo czasu jeszcze było. Słońce mocno już przygrzewało, więc nie bacząc na to, że cofniemy się o metr stanęliśmy w cieniu. Są tacy którzy dla tego metra bliżej czołówki zadeptali by innych:/ Godzina 11 i ruszyła horda! Najpierw oczywiście największe wycinaki z pierwszego sektora. 3 minuty później my:D Ten nowy podział na sektory jest super. W końcu startuje się z ludźmi o podobnych możliwościach i nie trzeba przepychać się przez tłumy tych słabszych, którzy "od świtu" siedzieli w sektorach i trzymali sobie miejsce. Także spokojnie można od początku jechać swoje. I już pierwsza kraksa. Jakieś napaleńce, tak im się śpieszyło, że już jakieś 150m za startem, na pierwszym ostrym zakręcie, na bruku leżeli. I po co te nerwy! Niektórzy naprawdę przesadzają z tą rywalizacją. Za wszelką cenę do przodu, nie bacząc na innych, tylko oni się liczą. Całe szczęście to jest niewielki odsetek takich ludzi. Trasa bardzo przypadła mi do gustu. Górzysta, ale poprowadzona bez przesady. Wszystkie podjazdy do podjechania, prócz jednego miejsca gdzie już nie katowałem się bo nawet nie było sensu. Na nogach podszedłem z takim samym efektem jakbym podjeżdżał, a może nawet mniej energii na to straciłem. Tylko dwa podjazdy pokonałem na najmniejszej tarczy z przodu. Wszystko inne na średniej, także jechało się szybko. Nie wiem czy miałem taki dobry dzień czy naprawdę jestem w takiej formie, a może żele Nutrend dają taką moc, ale nie miałem praktycznie ani chwili słabości. Nie było potrzeby zatrzymywania się nawet na łyka wody czy izotonika na bufetach. Cały maraton jechałem z kimś. Zawsze miałem co najmniej kontakt wzrokowy z jakąś grupką z przodu i co jakiś czas kogoś dochodziłem. Na jednym ze zjazdów pośród pól trochę przesadziłem. Wyprzedziłem jednego gościa i dochodziłem drugiego, dosyć szybko. Czułem, że mogę go wyprzedzić, ale pojawił się zakręt w lewo. Chciałem wziąć go po zewnętrznej, ale że był to szuter, trochę bałem się bardziej przechylić żeby nie upaść i nie wyrobiłem. Wjechałem w pole.Ostre hamowanie, całe szczęście obyło się bez upadku, jazda dalej. Obaj mi odjechali i musiałem znowu ich gonić. Tym razem nie dałem się ponieść emocjom. Być może nabywam już tego doświadczenia i mówię sobie, że nie ma sensu na umór kogoś gonić, trzymać się kogoś. Trzeba jechać swoje, nawet jak ktoś wyprzedza Cię, nie martwić się. Później mogę ja jego wyprzedzić. Może on teraz flaki sobie wypruwa żeby wspiąć się jedną pozycję wyżej a ja zachowuję spokój i nie szarpię się, zachowuję siły na resztę trasy. I w ten sposób udało się dojechać w bardzo dobrym czasie do mety. Ostatnie kilka km cały czas miałem przed sobą kogoś w jaskrawej, żółtej koszulce. Jechał tempem podobnym do mojego ale powolutku zbliżałem się do niego. Na tym ostatnim odcinku, dookoła stadionu, już prawie siedziałem mu na kole ale i tak brakowało mocy żeby go wyprzedzić. Po drodze jeszcze dwóch jakichś wycinaków nas wyprzedziło. Zbliżamy się do tego ostatniego podjazdu. Wjeżdżam ze sporą prędkością, szybko redukuję i ostro kręcę dalej i w tym momencie udaje mi się go wyprzedzić, i do tego jeszcze jednego z tych wycinaków! Jednak źle zabrał się do tego odcinka i nie podjechał tego, a ja wykorzystałem to;P

Fantastyczny maraton. A co najlepsze, wynik. Nie spodziewałem się, że mogę wejść do pierwszej 40-tki w kategorii! Byłem mocno zdumiony z tego wyniku. Z czasem 2:31:41 uplasowałem się na 36 miejscu w M2 i 66 open! Czy to może mi dać już sektor z tymi wycinakami...

Bikemaraton - Wrocław

Niedziela, 19 kwietnia 2009 · Komentarze(0)
Kategoria 50-100km, Maraton
Bikemaraton – Wrocław

Na dystansie mega byłem 139 open i 66 w kategorii M2. 22min 17sek straty do zwycięzcy. Chyba nie aż tak źle ;)