Wpisy archiwalne w kategorii

50-100km

Dystans całkowity:5314.68 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:215:26
Średnia prędkość:24.67 km/h
Maksymalna prędkość:75.00 km/h
Suma podjazdów:47142 m
Maks. tętno maksymalne:192 (99 %)
Maks. tętno średnie:176 (91 %)
Suma kalorii:62308 kcal
Liczba aktywności:86
Średnio na aktywność:61.80 km i 2h 30m
Więcej statystyk

Zebrzydowice i MBP

Czwartek, 27 sierpnia 2009 · Komentarze(0)
Kategoria 50-100km
Cztery dni bez roweru, te nocki mnie wykańczają, i efekty tego spore. Trochę sobie przycisnąłem i ledwo oddech mogłem złapać. Nie raz musiałem zwolnić żeby odsapnąć, ale przynajmniej średnia była tuż pod 30km/h. W Jakuszycach będzie ciężko, a do tego zapowiada się cholernie szybka trasa:/ Wróciłem do domu i jeszcze do MBP zajechałem i do rowerowego po linkę przerzutkową. We wtorek wymieniałem olej w amortyzatorze i trochę pokiereszowałem linkę z blokady i nie mogłem jej zaciągnąć. Wymiana linki 10minut i blokada jak nówka;)

Z Pik'ami

Środa, 19 sierpnia 2009 · Komentarze(0)
Kategoria 50-100km
Jazda z Pik'ami. Na starcie Maciek i Marian na szosówkach, nowy kolega w naszym zespole - Adam na góralu i ja, oczywiście na swoim jedynym;) Z rynku w Żorach ruszyliśmy w kierunku Pszczyny. W okolicy Suszca skręciliśmy w prawo na Kryry. Dalej przez Mizerów na Wisłę Wielką i Małą, Strumień, przecięliśmy dwupasmówkę w Zbytkowie, Golasowice, Pielgrzymowice, Bzie Zameckie, szosą przez Kyndrę, ul. Korfantego i Dębinę prosto na Dubielec. Tempo trzymaliśmy całkiem przyzwoite, w końcu dwóch szosowców jechało. Ale i tak daliśmy im radę;) Średnia była dużo większa, coś ponad 32km/h, ale do Żor jechałem sobie spacerowo.

Strumień, Warszowice

Poniedziałek, 17 sierpnia 2009 · Komentarze(0)
Kategoria 50-100km
Piękna pogoda. A że były jakieś zapowiedzi, że ma się popsuć, to od razu po pracy wskoczyłem na rower. Trasa bardzo dobrze znana i oklepana, ale co tam...

Pawłowice - Strumień - Zabłocie - Strumień - Warszowice - Krzyżowice - Szeroka - Dubielec

Bikemaraton - Ustroń

Sobota, 15 sierpnia 2009 · Komentarze(1)
Kategoria 50-100km, Maraton
W końcu prawdziwie górski maraton. Po zupełnie leciutkim Świeradowie, dla nieznających Ustronia, ta trasa mogła być ogromnym zaskoczeniem. Stopień trudności bardzo duży. Sudety w porównaniu do Beskidów to naprawdę bułeczka z masełkiem, i to takim lekko roztopionym;P
Start tradycyjnie ze stadionu. Asfaltowy podjazd na Równicę. Jechałem spokojnie nie szarpiąc się za tymi, którzy błyskawicznie napierali do przodu choćby trasa miała się kończyć na szczycie. I to była chyba dobra decyzja bo chwilę później to ja wyprzedzałem a zwłaszcza na odcinku brukowym gdzie, nie wiedzieć czemu, ludzie wyraźnie zwalniali. Dalej podjeżdżając na Równicę słyszałem tuż za sobą kobiecy głos: "Lewa wolna", to była Karolina K. Chwilę później wyprzedziła mnie ale i tak trzymałem się blisko i już na ostatnim odcinku asfaltowym, za okrągłym parkingiem przy schronisku, wyprzedziłem ją. I tu zaczęło się ściganie MTB. Najpierw ciężka końcówka podjazdu aż do rozjazdu, mini w lewo na szczyt Równicy, mega w prawo niebieskim szlakiem. Początek dosyć płasko, później zaczęły się szybkie, kamieniste zjazdy. Najpierw jechałem dosyć ostrożnie, ale w późniejszych fragmentach już leciałem na ile zdrowy rozsądek oczywiście mi pozwalał;) Jak był zjazd to oczywiście musi być też podjazd, a tych nie brakowało. I wcale ni były łatwiejsze od zjazdów. Ciężkie, techniczne i strome po korzeniach i luźnych kamieniach bardzo różnej wielkości. Co rusz ktoś mnie wyprzedził na zjeździe, to później ja wyprzedzałem kogoś na podjeździe. A i na zjazdach zdarzyło się kogoś objechać. Znajomość trasy naprawdę dużo daje. W jednym miejscu, na dosyć krętym zjeździe, trasa prowadziła takim małym, kamienistym wąwozikiem w lewo później w prawo. Ale wyglądało to tak jakby lepiej było pojechać nie w lewo a prosto ścieżką i ściąć trochę trasę. Tam nie było kamieni. A to był poważny błąd bo ta ścieżka była ślepa. Żeby wrócić na trasę trzeba było sprowadzić rower do wąwozu. Wykorzystałem ten moment. Tuż przed tym miejscem jeden rywal mnie wyprzedził i pojechał właśnie w tą ścieżkę, ja w lewo a kolejny za mną za tamtym prosto. Później dosyć długo nie było ich za mną. Zjazd do Brennej, myślałem, że nie wytrzymam tego, że ręce mimo woli puszczą kierownicę, tak bolały. Ale w sumie leciałem tam jak wariat. Po zjeździe zbawienie, kawałek asfaltu. Ręce mogły odpocząć. Później chyba najgorszy podjazd. Może nie taki stromy ale jakiś bardzo męczący. Najpierw asfaltowy później szeroki, szutrowy i potwornie długi. Ciągnął się i ciągnął i końca nie było widać. Na koniec wjazd w drogę leśną i potworny wzrost nachylenia. Wyjechałem prawie całe. Ostatnie 30m już musiałem wziąć z buta. Wjazd na niebieski szlak już do Równicy i jedno miejsce znowu musiałem pokonać z buta bo koło objechało na kamieniu, ale kawałek, jakieś 20-30m. Tuż przed szczytem ktoś liczył zawodników i wg tego byłem tam na 35. pozycji i jeszcze dwóch zawodników tuż za mną, dosłownie na kole. Po usłyszeniu tego wyniku jakiś napływ energii poczułem i ogień na szczyt. Nagle ustąpiło zmęczenie w mięśniach. Jechało mi się tak lekko. Wielki łyk isoplusa na szczycie i jazda w dół. Nie oglądałem się jak daleko są za mną tylko leciałem ile mogłem. Dopiero gdy dojechałem do utwardzonej uliczki spojrzałem za siebie, ale zupełnie śladu po nich nie było. Jeszcze kogoś po drodze wyprzedziłem, dojechałem do terenu i kolejny rywal połknięty. Cała trasa praktycznie sucha, rower prawie czysty a to na koniec z całym impetem wjechałem w wielkie błoto. Ostatni terenowy odcinek, droga w takim wąwozie i całą zabłocona. No trudno, nie ma na to rady, trzeba gnać dalej. Widzę, że już zakręt w prawo i zjazd na ostatnią drogę szutrową, później asfalt i płyty, kolejnego zawodnika objeżdżam. Hamowanie i w lewo na asfalt. Po jakimś czasie widzę, że ktoś siedzi mi na kole. Jedziemy tak ale już nie ciągnę na maksa żeby mieć szanse na finiszu. On wychodzi do przodu i ja siadam mu na kole, w sumie to pozwolił mi na to nawet. Później jeszcze krótka zmiana i moja kolej na podprowadzenie. Przejeżdżamy mostek i w lewo do stadionu jedziemy spokojnie, nikt nas nie goni. Ale przed stadionem pozwala mi lecieć do przodu. Wpadam na murawę i daję ostro, ale tamten już odpuścił. Szkoda, mógł być ładny finisz. Wpadam na metę zadowolony. A po sprawdzeniu wyników byłem jeszcze bardziej zadowolony, w szoku wręcz. Nie sądziłem, że uda mi się wskoczyć do pierwszej 20-tki w M2;)
Tak więc open 30, w M2 16, czas jazdy 2:37:19

Bikemaraton - Ustroń / Start © ardian

Bikemaraton - Ustroń / Jak zwykle za szybko wpadłem na metę i nie zdążyli zrobić mi dobrego zdjęcia;P © ardian

Bikemaraton - Ustroń / Z tego startu jestem zadowolony © ardian

Bikemaraton - Ustroń / Magda już tradycyjnie najwyżej na pudle © ardian

Bikemaraton - Ustroń / Tomek i Przemek po wielkim boju © ardian

Ochaby

Niedziela, 9 sierpnia 2009 · Komentarze(0)
Kategoria 50-100km
Wyciągnąłem Sylwka na rower. Moją wyjeżdżoną trasą do Strumienia, dalej przez Zabłocie do Ochab. Posiedzieliśmy chwilkę nad Wisłą i wracaliśmy. Tempo spokojne. Ja czasem wyrwałem do przodu, ale później i tak czekałem na Sylwka. Wciąż jeszcze nie ma odpowiedniej formy żeby sobie poszaleć.

Ustroń - trasa bikemaratonu

Sobota, 8 sierpnia 2009 · Komentarze(1)
Kategoria 50-100km
Przemek zaproponował objechanie trasy mega bikemaratonu w Ustroniu. No to jedziemy;) W tym roku trasa została nieco zmieniona. Nie ma zjazdu do samej Brennej i podjazdu na płytach, ale jest... dużo gorzej:/ Start oczywiście ze stadionu. Asfaltowy podjazd na Równicę i niebieskim szlakiem na Trzy Kopce. Dalej żółty szlak na Smerekowiec i Jawierzny. Gdzieś za szczytem Jawierzny trasa odbija ze szlaku w leśną drogę w lewo. Niestety chyba nie znaleźliśmy tej właściwej i wpakowaliśmy się w potwornie ciężką drogę, którą jeździ ciężki sprzęt ze ściętym drzewem. Dotarliśmy do przełęczy Salmopol i wjechaliśmy na szlak czerwony na Grabową. Dalej czarnym na Horzelnicę a za nią w lewo gdzie kiedyś podobno był szlak żółty. Tam też praktycznie wszystko zarośnięte, ścięte drzewa zawalały już i tak ledwo widoczną ścieżkę. Zjazd do Brennej-Leśnicy. I znowu podjazd, początkowo asfaltowy później szutrowy. Znowu miał być wjazd w drogę leśną, ale tam było ich całe mnóstwo. I chyba nie trafiliśmy na tą właściwą bo znowu morderczy podjazd do przełęczy Beskidek a mieliśmy wyjechać jakieś 800m dalej. Później już niebieskim do Równicy. Już nie zjeżdżaliśmy żółtym szlakiem tak jak prowadzi trasa tylko wracaliśmy asfaltem. Na zjeździe z Równicy udało mi się rozwinąć swoją rekordową prędkość;) Trasa nieźle nas wymęczyła ale udało się przetrwać. Niestety maraton zapowiada się dosyć ciężko, ale wszystko wyjdzie w praniu...

Podjazd na Równicę © ardian

Trasa bikemaratonu © ardian

Równica z widokiem na Czantorię © ardian

Strumień, Warszowice

Piątek, 7 sierpnia 2009 · Komentarze(0)
Kategoria 50-100km
Standardowa trasa: Pawłowice, Strumień, Pawłowice, Warszowice, Krzyżowice, Szeroka, Dubielec.

Strumień

Środa, 5 sierpnia 2009 · Komentarze(0)
Kategoria 50-100km
Do biblioteki po jakąś nową płytkę a później standardowo do Strumienia.

Bikemaraton - Świeradów Zdrój

Sobota, 1 sierpnia 2009 · Komentarze(0)
Kategoria 50-100km, Maraton
Słonecznie, praktycznie bezwietrznie, a mimo to słońce nie dokuczało. Jak dla mnie pogoda była idealna. Trasa bardzo szybka, szczególnie ostatni asfaltowy zjazd do mety. Tutaj można było wykręcić oszałamiające prędkości. Ułamek sekundy nieuwagi i tragicznie mogło się kończyć przy prędkościach grubo ponad 60km/h. To był całkiem udany start. Mimo niezbyt satysfakcjonującej pozycji - 31 w M2, 56 open, strata czasowa do zwycięzcy jak do tej pory najmniejsza, bo 21min 18sek. 2 tygodnie odpoczynku od roweru jednak wyszło na dobre.
Bikemaraton - Świeradów Zdrój © ardian

Strumień, Żory

Czwartek, 30 lipca 2009 · Komentarze(0)
Kategoria 50-100km
Tradycyjnie już przez las, Pawłowice i znowu las do Strumienia. Tam rundka przez rynek, pola, Wisłę Małą i znowu na rynek i przez las do Pawłowic. Dalej do Warszowic bocznymi uliczkami i na strefę ekonomiczną pod Żorami. Rynek, na obwodnicę, Rój, Borynia i prosto na Dubielec. Myślę, że z formą nie jest źle. Tylko jedzenie powinienem zabrać ze sobą, sam izotonik nie wystarcza. Na Boryni zerwałem sobie 3 jabłka i to wyraźnie mi pomogło. No i do tego upał dawał się we znaki. Dwa bidony, ale trzeba było oszczędzać. Te jabłka uratowały mi życie;)