Wpisy archiwalne w kategorii

50-100km

Dystans całkowity:5314.68 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:215:26
Średnia prędkość:24.67 km/h
Maksymalna prędkość:75.00 km/h
Suma podjazdów:47142 m
Maks. tętno maksymalne:192 (99 %)
Maks. tętno średnie:176 (91 %)
Suma kalorii:62308 kcal
Liczba aktywności:86
Średnio na aktywność:61.80 km i 2h 30m
Więcej statystyk

Knurów i ulewa

Wtorek, 2 czerwca 2009 · Komentarze(0)
Kategoria 50-100km
Po pięciu dniach przestoju, z powodu ciągłych opadów deszczu, w końcu wsiadłem na rower. Ach jak mi tego brakowało. Pogoda jakaś taka niepewna, od kilku dni zresztą. Chmura czarna i wielka wisiała nad okolicą ale zdecydowałem się. Kierunek Knurów. Po drodze wstąpiłem do taty. Uuu, zakręciło mi się w głowie jak wszedłem na drugie piętro. Aż musiałem sobie usiąść i przeczekać. Chwilę pogadaliśmy i zbierałem się. Całą drogę było super. Brak wiatru, tym bardziej w twarz, w Szczejkowicach nawet słońce się pokazało.Wjechałem do Knurowa i znowu chmura. Jechałem jeszcze kawałek. Za chwilę coś zaczęło z niej kapać. Zdecydowałem się wracać. Chyba uciekłem jej... Ale chyba wjechałem pod kolejną, w Żorach. I tym razem nie ominęło mnie. Najpierw nieśmiało kapało. Myślałem, że przejdzie gdzieś bokiem. Niestety. Dopiero wjechałem w nią. Jak nie zaczęło lać w Roju. Biłem się z myślami czy przeczekać to na przystanku czy jechać dalej. Stwierdziłem, że nie ma sensu czekać bo nie wiadomo ile to potrwa. Ulewa rozszalała się na dobre. Suchej nitki na mnie nie było. Przez okulary ledwo co widziałem. Samochody dodatkowo chlapały na mnie... Jakieś 2km od domu stwierdziłem, że teraz to mógłbym jechać jeszcze ze 20km w tym deszczu. Już było mi wszystko jedno. Udało się w końcu dotrzeć do domu. Z roweru kapało, ze mnie można było wykręcać litry deszczówki, ogólnie to fajna zabawa:/

Z Pik'ami na autostradzie

Środa, 27 maja 2009 · Komentarze(0)
Kategoria 50-100km
Do Żor na rynek. Dojechali Przemek i Maciek. Maciek zaproponował wcześniej górę Ramża. Hmm, nie słyszałem o takim miejscu dlatego byłem ciekaw gdzie to jest. Ruszyliśmy. Standardowo na Szczejkowice. Wjechaliśmy do lasu Gichta. Dalej dokładnie nie wiem, bocznymi drogami i przez pola do Bełku. I już byliśmy u podnóża tej górki. Ot taki niewielki pagórek, ale za to jakie ścieżki ciekawe. Jest ich tam mnóstwo. Na górze znajduje się radar meteorologiczny. Zjechaliśmy w dół i skierowaliśmy się na budowę autostrady. Nawierzchnia asfaltowa była już wyłożona i ubita. Robotników niewielu, bo to już ok. 19 było. Wjechaliśmy sobie. Ach, jakie to uczucie mieć dla siebie calutką autostradę tylko dla siebie. W sumie 6 pasów łącznie w obu kierunkach. Idealnie gładka nawierzchnia, płasko, miodzio. Mieć tu szosówkę... Ale wszystko co dobre szybko się kończy i autostrada też nam się skończyła. Dalej pojechaliśmy po wykopach, przez las i znowu w Żorach. I każdy w swoją stronę.

Karvina

Wtorek, 26 maja 2009 · Komentarze(0)
Kategoria 50-100km
Tym razem sam pojechałem do Karviny. Najgorętszy dzień w tym roku, jak do tej pory. Pojeździłem trochę po uliczkach w pobliżu rynku. Chciałem poszukać jakiegoś sklepu rowerowego ale niestety nie udało mi się znaleźć. W obawie przed szybko znikającym zapasom napojów w bidonach postanowiłem wracać. Upał naprawdę dał się we znaki i pić się chciało. Na szczęście zapasy dobrze sobie rozłożyłem i jeszcze na ostatnim kilometrze miałem łyka napoju.

Ustroń zamiast maratonu w Zdzieszowicach

Sobota, 23 maja 2009 · Komentarze(0)
Kategoria 50-100km
Miał być maraton w Zdzieszowicach. Niestety, złośliwość rzeczy martwych. Zapakowałem się do auta i pojechałem do Czesława. Przepakowanie do jego auta i w drogę. Niestety po kilkunastu km zapala się kontrolka od oleju. Poziomu oleju nie za bardzo da się odczytać, jednak dolewamy co nieco. Nie pomaga. Szkoda ryzykować.Telefon do przyjaciela i czekamy na holowanie. Wracamy do Żor. Niestety jest już za późno żebym jechał swoim autem. Trudno, wracam do domu. A skoro mam tyle czasu to wybiorę się do Ustronia. W domu przebieram się, pakuję do małego plecaka i w drogę. Przy okazji wypróbuję mój nowy podkoszulek i okulary;) Kierunek Pawłowice przez ul. Sportową, Spółdzielczą, Gospodarską i las. Dalej decyduję się na dwupasmówkę do Ochab. Jakoś dzisiaj nie chce mi się kulać przez Strumień, Zabłocie i inne wiochy. W Ochabach wskakuję na ścieżkę wzdłuż Wisły i tak już do Ustronia. W Ustroniu podjazd ulicą przy której znajduje się firma Ustronianka. Zajechałem do znajomych którzy mieszkają sezonowo na zboczu Czantorii Małej. Chwilę posiedziałem i czas wracać. W tamtą stronę jechało się super bo z wiatrem. Z powrotem niestety już pod wiatr. Wypompowałem się nieźle ale mimo to nie było aż tak tragicznie. Czuję, że to jednak nie był najlepszy dzień na maraton. Także może to i dobrze, że tam nie dojechałem. Dojechałem do domu i dzwonił Czesław. Całe szczęście awaria była dosyć błaha. Nawalił tylko czujnik ciśnienia oleju.

Bikemaraton - Boguszów Gorce

Sobota, 9 maja 2009 · Komentarze(0)
Kategoria 50-100km, Maraton
Jechaliśmy z rana, o świcie. 4,5 godziny snu a mimo to wstałem bez problemu. Jakieś 4 godziny jazdy autem i znaleźliśmy się w Boguszowie. Małe miasteczko przeżyło prawdziwe oblężenie. Setki samochodów i rowerzystów nagle wylało się na drogi. Rynek, wszystkie uliczki i możliwe parkingi zastawione do oporu. Na parkingu przebieranie, składanie sprzętu, pakowanie żeli, batoników i czegokolwiek jeszcze do kieszonek w koszulkach i jazda na start, pod tą górkę. Taka rozgrzewka jeszcze. Tomek jeszcze pokazał nam jaka to mała niespodzianka kryje się tuż przed metą. Objechaliśmy całe boisko szlakiem którym wiedzie już końcówka maratonu. Ścieżka całkiem przyjemna, płaska, szeroka. A na koniec... Nagły skręt w lewo i ostro pod górkę. Wprawdzie kilkanaście metrów ale jak nie wjechało się z odpowiednią prędkością i nie przygotowało się do redukcji biegu to można było nie podjechać tego.

Przed startem ustawianie w sektorach. Z Przemkiem staliśmy w drugim, jako najlepsi z naszej grupy;) Sporo czasu jeszcze było. Słońce mocno już przygrzewało, więc nie bacząc na to, że cofniemy się o metr stanęliśmy w cieniu. Są tacy którzy dla tego metra bliżej czołówki zadeptali by innych:/ Godzina 11 i ruszyła horda! Najpierw oczywiście największe wycinaki z pierwszego sektora. 3 minuty później my:D Ten nowy podział na sektory jest super. W końcu startuje się z ludźmi o podobnych możliwościach i nie trzeba przepychać się przez tłumy tych słabszych, którzy "od świtu" siedzieli w sektorach i trzymali sobie miejsce. Także spokojnie można od początku jechać swoje. I już pierwsza kraksa. Jakieś napaleńce, tak im się śpieszyło, że już jakieś 150m za startem, na pierwszym ostrym zakręcie, na bruku leżeli. I po co te nerwy! Niektórzy naprawdę przesadzają z tą rywalizacją. Za wszelką cenę do przodu, nie bacząc na innych, tylko oni się liczą. Całe szczęście to jest niewielki odsetek takich ludzi. Trasa bardzo przypadła mi do gustu. Górzysta, ale poprowadzona bez przesady. Wszystkie podjazdy do podjechania, prócz jednego miejsca gdzie już nie katowałem się bo nawet nie było sensu. Na nogach podszedłem z takim samym efektem jakbym podjeżdżał, a może nawet mniej energii na to straciłem. Tylko dwa podjazdy pokonałem na najmniejszej tarczy z przodu. Wszystko inne na średniej, także jechało się szybko. Nie wiem czy miałem taki dobry dzień czy naprawdę jestem w takiej formie, a może żele Nutrend dają taką moc, ale nie miałem praktycznie ani chwili słabości. Nie było potrzeby zatrzymywania się nawet na łyka wody czy izotonika na bufetach. Cały maraton jechałem z kimś. Zawsze miałem co najmniej kontakt wzrokowy z jakąś grupką z przodu i co jakiś czas kogoś dochodziłem. Na jednym ze zjazdów pośród pól trochę przesadziłem. Wyprzedziłem jednego gościa i dochodziłem drugiego, dosyć szybko. Czułem, że mogę go wyprzedzić, ale pojawił się zakręt w lewo. Chciałem wziąć go po zewnętrznej, ale że był to szuter, trochę bałem się bardziej przechylić żeby nie upaść i nie wyrobiłem. Wjechałem w pole.Ostre hamowanie, całe szczęście obyło się bez upadku, jazda dalej. Obaj mi odjechali i musiałem znowu ich gonić. Tym razem nie dałem się ponieść emocjom. Być może nabywam już tego doświadczenia i mówię sobie, że nie ma sensu na umór kogoś gonić, trzymać się kogoś. Trzeba jechać swoje, nawet jak ktoś wyprzedza Cię, nie martwić się. Później mogę ja jego wyprzedzić. Może on teraz flaki sobie wypruwa żeby wspiąć się jedną pozycję wyżej a ja zachowuję spokój i nie szarpię się, zachowuję siły na resztę trasy. I w ten sposób udało się dojechać w bardzo dobrym czasie do mety. Ostatnie kilka km cały czas miałem przed sobą kogoś w jaskrawej, żółtej koszulce. Jechał tempem podobnym do mojego ale powolutku zbliżałem się do niego. Na tym ostatnim odcinku, dookoła stadionu, już prawie siedziałem mu na kole ale i tak brakowało mocy żeby go wyprzedzić. Po drodze jeszcze dwóch jakichś wycinaków nas wyprzedziło. Zbliżamy się do tego ostatniego podjazdu. Wjeżdżam ze sporą prędkością, szybko redukuję i ostro kręcę dalej i w tym momencie udaje mi się go wyprzedzić, i do tego jeszcze jednego z tych wycinaków! Jednak źle zabrał się do tego odcinka i nie podjechał tego, a ja wykorzystałem to;P

Fantastyczny maraton. A co najlepsze, wynik. Nie spodziewałem się, że mogę wejść do pierwszej 40-tki w kategorii! Byłem mocno zdumiony z tego wyniku. Z czasem 2:31:41 uplasowałem się na 36 miejscu w M2 i 66 open! Czy to może mi dać już sektor z tymi wycinakami...

Szczejkowice las

Poniedziałek, 4 maja 2009 · Komentarze(0)
Kategoria 50-100km
Dubielec, Borynia, Rój, Kłokocin, Rowień, Szczejkowice, las, Palowice, las, Szczejkowice, Rowień, Kłokocin, Rój, Borynia, Dubielec

Pogoda na ten tydzień zapowiada się niezbyt ciekawie więc trzeba było korzystać póki sucho. W sumie już nawet dzisiaj chmury straszyły. W lesie trochę się kręciłem, dokładnie nawet nie wiedziałem gdzie. To trafiłem na budowę autostrady, to w ślepy zaułek, to znowu na jakieś mokradła... A jeśli chodzi o tą autostradę, pół lasu wycięli. Niedługo nie będzie się gdzie podziać z tym rowerem bo gdzie nie spojrzeć tam będzie sam asfalt:/

Lekko po szosie

Niedziela, 26 kwietnia 2009 · Komentarze(0)
Kategoria 50-100km
Miało być wspólnie z Pik'ami, ale niestety nikt się nie zjawił. Przyjechał tylko Tadek na szosie. no to ruszyliśmy w drogę. Z rynku w Żorach na Szczejkowice, Stanowice, na rondzie w lewo na Rybnik. Z Rybnika przez Boguszowice, Świerklany i Borynię do domu. Jechaliśmy spokojnym tempem, bez szarżowania. W końcu Tadek był na szosie a ja na góralu;) Po powrocie do domu miałem mało km. Założyłem sobie na dzisiaj 90km więc zajechałem jeszcze do taty z kartkami do drukarki. Zadzwoniłem do kolegi czy wyjdzie na rower. Miał zjeść obiad i wyjść, więc wróciłem jeszcze do domu, żeby odłożyć plecak. Znowu na Szeroką i już razem z Sylwkiem na małą przejażdżkę. Po raz pierwszy ujeżdżał swojego nowego Scott'a Scale RC, do tego jeszcze w nierowerowych butach i po dłuuugiej przerwie od roweru także tempo iście spacerowe. Krzyżowice, Borynia, Rój, Boguszowice i powrót podobnie aczkolwiek innymi drogami;) Z Sylwkiem przejechaliśmy jakieś 26km ale tyłek mu odpadał. Ten jego SLR XP to straszna deska. Ale może to kwestia przyzwyczajenia. Musi się rozjeździć. Powrót do domu i udało się, plan zrealizowany. 90km zrobione.

Trening z Pik'ami

Środa, 22 kwietnia 2009 · Komentarze(0)
Kategoria 50-100km
Pogoda była świetna, ale mimo wszystko nie upalnie więc ubrałem dwie koszulki. W drodze do Żor omal nie rozjechał mnie autobus. Z przeciwka jechał samochód osobowy a z tyłu nadjeżdżał autobus i nie chciało mu się zwalniać za mną więc zabrał się za wyprzedzanie. Przejeżdżał dosłownie 20cm obok mnie. Całe szczęście, że ze strachu skręciłem na pobocze, bo gdybym zjechał odrobinę w lewo to kto wie czy nie wpadłbym mu pod tylne koła. Piep... ignorant! Później już na bocznej, wąskiej uliczce, jakiś cwaniaczek w czerwonym golfie tak bardzo się śpieszył, że musiał chamsko pchać się przede mnie tuż przed przejazdem kolejowym. A że ten przejazd jest bardzo nierówny, maksymalnie zwolnił na nim. I tu ja go wyprzedziłem i przez kilkaset metrów musiał jechać za mną;P Ale to jeszcze nie koniec. Jakiś dziadek cofał swoim Cinquecento nie patrząc na to co się dzieje wokół niego. Jakby tylko on był w tej chwili na drodze. Wyjeżdżał ze swojego podwórka i zajechał mi drogę tak, że musiałem gwałtownie wyhamować. Całe szczęście pozostała część drogi do Żor przebiegła bez podobnych numerów. Tradycyjnie zebraliśmy się na rynku. Kiedy zjawili się wszyscy ruszyliśmy w drogę. Przejechaliśmy okolicami Roju, Borynii, Krzyżowic, Warszowic, Baranowic i wróciliśmy do Żor. Było trochę szosy, trochę terenu, pies przewodnik biegnący przed nami, którego później z Przemkiem chcieliśmy dogonić ale wystraszył się i zwiał w pola, i jakaś dziewczyna na skuterze za którą puściliśmy się jak gepardy za antylopą;D Wróciliśmy na rynek i tam się rozjechaliśmy w swoje strony. Bbyła już 19:50. Zrobiło się chłodno, a ja nie zabrałem ze sobą rękawków. Całe szczęście, że założyłem dwie koszulki. Temperatura spadła do 12st. Zmarzłem trochę ale przynajmniej miałem dobry pretekst żeby się śpieszyć. W drodze powrotnej spotkałem jeszcze "kolegę" z czerwonego golfa, ale obyło się już bez niespodzianek.

Bikemaraton - Wrocław

Niedziela, 19 kwietnia 2009 · Komentarze(0)
Kategoria 50-100km, Maraton
Bikemaraton – Wrocław

Na dystansie mega byłem 139 open i 66 w kategorii M2. 22min 17sek straty do zwycięzcy. Chyba nie aż tak źle ;)

Trening z Pik'ami

Środa, 15 kwietnia 2009 · Komentarze(0)
Kategoria 50-100km
Tradycyjnie już do Żor na rynek. W końcu poznałem resztę grupy;) Przejechalismy przez dwupasmówkę w kierunku Pszczyny i skręciliśmy w prawo w ul. Zostawa. Dalej wzdłuż torów, Kościuszki, Zamkowa, Baranowice. Wjechaliśmy w las. Wyjechaliśmy prawdopodobnie gdzieś w Warszowicach. Dalej były już Pawłowice, Pniówek, Krzyżowice, Osiny. Chwilę jeszcze pogadaliśmy i rozstaliśmy się na wysokości OSP w Osinach. Ponieważ już powoli zmierzchało, ruszyłem czym prędzej w stronę Dubielca unikając głównych dróg. Jechałem drogami polnymi i częściowo przez lasek.